"Bestia" - fragment retro kryminału
Łukasz rozsunął ciężkie
ciemnozielone story i wyjrzał przez zakratowane okno. Usiadł za biurkiem, na
którym oprócz lampy i telefonu leżało tylko opatrzone pieczęciami pismo.
Jego wzrok powędrował ku
mapie, wiszącej na pokrytej wyblakłą tapetą ścianie. Wyprostował się w krześle,
gdy usłyszał kroki na korytarzu.
Wszedł aspirant Nużyński.
- Masz coś?
- Tak jest, panie komisarzu.
- Siadaj i mów.
- Akta obyczajówki - Nużyński
podał Darskiemu teczkę. - Figuruje w ich kartotece.
- Prostytucja? - zdziwił się komisarz.
- Już w zeszłym roku dostała
żółtą książeczkę. Była też aresztowana za włóczęgostwo i żebractwo. Czasami
pomieszkiwała w barakach na Śródce.
Łukasz znał to miejsce. Był
tam wiosną, gdy prowadził śledztwo w sprawie serii napadów rabunkowych.
Barakami nazywano niskie drewniane szopy, uszczelnione słomą i trawą. W
niektórych gnieździły się całe rodziny.
- Bezdomni nie chcieli ze mną
rozmawiać - mówił dalej aspirant. - Dowiedziałem się tylko, że Wanda Molenda przebywa
obecnie w szpitalu na Szamarzewskiego.
- Co z jej mężem? - spytał
Darski.
- Nie żyje. Dwa lata temu
stracił pracę w "Goplanie". Pijany wpadł pod tramwaj.
Komisarz zadzwonił do
szpitala.
- Jest u nas kobieta o takim
nazwisku - usłyszał. - Uprzedzę doktora o pańskiej wizycie.
* * *
Pielegniarka zaprowadziła
Łukasza do pokoju doktora Łopuckiego, postawnego mężczyzny ze szpakowatymi
włosami i krótko przystrzyżoną brodą.
- Dlaczego policja interesuje
się tą pacjentką? - spytał, uścisnąwszy dłoń Darskiego.
- Prowadzę śledztwo w sprawie
zabójstwa. Ofiara była wychowanką sierocińca w Szamotułach, podobnie, jak Wanda
Molenda.
- Rozumiem - rzekł lekarz. -
Przyjąłem ją na prośbę księdza Mazurkiewicza, który pokrył koszty leczenia.
Niestety, w ostatnim stadium gruźlicy mogę jedynie złagodzić cierpienie.
Podniósł się z krzesła.
- Proszę za mną, komisarzu. Może
zgodzi się z panem porozmawiać.
- Takich, jak ona są setki - powiedział,
gdy szli korytarzem. - Rośnie bezrobocie, przybywa bezdomnych. Wielu choruje na
guźlicę. Mamy też przypadki tyfusu.
Stanęli przed drzwiami z
matowego szkła.
- Proszę wejść. Ona jest tam
sama.
Wycieńczona
chorobą kobieta w niczym nie przypominała dziewczyny ze zdjęcia, które otrzymał
od siostry Agnieszki. Wynędzniała twarz błyszczała od potu. Policzki pokrywał ceglasty
rumieniec, wywołany zapewne gorączką.
Nie poruszyła się, nawet, gdy
stanął tuż przy łóżku. Pomyślał, że śpi i ostrożnie usiadł na krześle. Nagle
chwycił ją potworny, rozrywający piersi kaszel. Na popękanych wargach pojawiła
się krew.
Łukasz wybiegł na korytarz.
- Proszę pomóc! - zwrócił się
do przechodzącej pielęgniarki.
Gestem nakazała, by został na
zewnątrz. Była w sali tylko chwilę. Minęła Łukasza bez słowa i pospieszyła do
pokoju lekarskiego. Wróciła razem z doktorem Łopuckim.
Po paru minutach lekarz
ukazał się w drzwiach. Spojrzał na Darskiego i pokręcił głową.
- To kwestia kilku godzin... Dam
jej morfinę, by umarła bez bólu.
* * *
Dwa dni później Darski udał
się do Rożkowa, gdzie mieszkał ojciec Marcelego Molendy.
Chałupa kowala miała świeżo
pobielone ściany i solidny dach.
Łukasz stanął w otwartych
wrotach kuźni i omiótł pomieszczenie szybkim spojrzeniem. Zauważył oparte o
ścianę okute drewniane koła. Ceglany piec był wygaszony. Obok stojącego na pniu
kowadła leżał ogromny młot.
- Pan do kogo?
Niewysoki krępy mężczyzna spoglądał
podejrzliwie na przybyłego. Podwinięte rękawy koszuli obnażały muskularne ręce.
- Ja do pana Molendy. Komisarz Darski z...
- Wiem, kim pan jest! -
przerwał mu gniewnie kowal. - Czego pan
tu chce?
- Zmarła pana synowa.
Rozmawiałem z księdzem, który się nią opiekował...
- Co mi do tego? - burknął
Molenda.
- W ochronce na
Zwierzynieckiej przebywa jej córka Liliana...
- Mam chować bękarta? -
mężczyzna bezwiednie zacisnął dłonie w pięść. Podszedł bliżej. - Wanda to
dworska suka nie synowa! - rzekł z zawziętym wyrazem twarzy. - Dziedzic
zbrzuchacił to pomiotło i zapłacił Marcelowi... Zmarnowali mi syna...
Alicja Minicka
Alicja Minicka
Komentarze
Prześlij komentarz