Grey, misjonarze literatury i sfrustrowane mróweczki

Przeczytałam  kolejną dyskusję na temat słynnego „Greya”. Książka od wielu miesięcy nie schodzi z list bestsellerów. Na stronie Lubimy Czytać doczekała się prawie trzydziestu tysięcy ocen, a czytelników, którzy deklarują, że przeczytali lub chcą przeczytać jest ponad czterdzieści tysięcy. Liczby imponujące, jak na polskie warunki.

Wspomniana na początku dyskusja miała miejsce na portalu o dosyć wysokich aspiracjach, spodziewałam się więc czegoś odkrywczego, jakiejś próby analizy tego fenomenu. Moje nadzieje spełzły na niczym,  zetknęłam się jedynie z frazesami i ogólnikami, których setki można znaleźć w sieci.

W sferze krytyki dominuje  bowiem powielanie stereotypowych opinii i odkrywanie tego, co juz dawno odkryte. Inspirowani głęboką troską literaccy misjonarze generują na siłę problemy i demonizują pewne zjawiska. Tak naprawdę chodzi o pospolite pragnienie bycia zauważonym.


Wyróżnić się jest bardzo trudno. Nieograniczony dostęp do Internetu spowodował lawinowy wzrost piszących i krytykujących. Czasami padają bezsensowne propozycje zatrzymania tej lawiny poprzez jakieś administracyjne działania, które pozwolą na „oddzielenie ziarna od plew”. Ziarnem jest, rzecz jasna, twórczość pomysłodawcy, który, pełen głębokiej wiary we własny geniusz,  nie potrafi zrozumieć braku zainteresowania. Nierealne oczekiwania przeradzają się w wielką frustrację.

Autorzy, blogerzy-recenzenci  i użytkownicy portali często ulegają umysłowej inercji, tkwiąc mentalnie w dawno przebrzmiałej epoce – epoce wiary w autorytety. Kierując się swoistym intelektualnym snobizmem, usilnie starają się  wygenerować elity, nie dostrzegając, że zapotrzebowanie na nie ze strony czytelników już dawno wygasło.

Apokaliptyczne wizje związane z tłokiem w literackim świecie są mocne przesadzone, zwłaszcza, że tłok jest sztuczny. Blogerzy-recenzenci zapewniający sobie nawzajem frekwencję, liczne stada hejterów i lajkerów, przepychanki między autorami czy krytykami. Zainteresowanie czytelników tego typu aktywnością jest raczej mierne i, mówiąc szczerze, żadna to dla nich strata.

Podejrzewam, że z czasem nastąpi naturalny proces samoregulacji. Istotny bowiem jest powód, dla którego ktoś zaczyna publikować . Do wielu inicjatyw ich pomysłodawcy przystępują z entuzjazmem, który po jakimś czasie zamiera. Jeżeli pisanie nie jest pasją, rezygnacja z literackich ambicji jest nieunikniona.

Lepiej, gdy sobie uświadomimy, że największą szansę mamy na zaistnienie w charakterze jednej z tysięcy mróweczek w olbrzymim  internetowym kopcu.



Alicja Minicka

Komentarze

Popularne posty