Sienkiewicz na nowo

Na jednym z blogów, które chętnie odwiedzam, jest artykuł o „Panu Wołodyjowskim” Henryka Sienkiewicza. Mowa o audiobooku, a powieść interpretuje Janusz Gajos. Autorka recenzji bardzo ciepło wypowiada się o książce i nie ukrywa swojej fascynacji tą, wydaną przecież ponad sto lat temu powieścią. Przyznam, że recenzja i komentarze pod nią bardzo mnie ucieszyły. Okazuje się, że nadal nie brakuje miłośników sienkiewiczowskiej prozy. A przecież już nie raz próbowano wrzucić Sienkiewicza do literackiego lamusa. Na szczęście, bezskutecznie.


Z reguły kojarzymy tego pisarza z monumentalnymi powieściami historycznymi. Jednak, gdy publikował pierwsze rozdziały „Ogniem i mieczem”, już cieszył się sporym uznaniem czytelników, głównie za sprawą „Listów z podróży do Ameryki” oraz nowel o losach polskich emigrantów. O uwielbieniu dla autora świadczyć może artykuł Bolesława Prusa, „Co Pan Sienkiewicz wyrabia z piękniejszą połową Warszawy”, opublikowanego na łamach Kuriera Warszawskiego w 1880 roku.

Już pierwsza część „Trylogii” przyczyniła się do niebywałego wzrostu popularności autora i przysporzyła mu rzesze czytelników. Wraz ze sławą przyszła i krytyka. Jego powieściom zarzucano przede wszystkim nieścisłości historyczne, czy wręcz przeinaczenia. Najostrzej wypowiadał się publicysta i krytyk literacki – Stanisław Brzozowski. Obwiniał pisarza o hołdowanie zaściankowości szlachecko-katolickiej i otumanianie czytelników.

Tymczasem całe pokolenia Polaków przywykły do traktowania sienkiewiczowskich epopei, jak podręczników historii. Na kartach powieści autentyczne wydarzenia przeplatają się z fikcyjnymi. Podobnie jest z bohaterami. Warstwa historyczna przez cale lata wysuwała się na plan pierwszy i wywoływała burzliwe dyskusje. Pytanie tylko, po co. Przecież prawdy historycznej nie szuka się w powieściach. Nie taka jest rola beletrystyki.

Sienkiewicz z niebywałym kunsztem przedstawia obraz Polski z drugiej połowy XVII wieku. Czyni to tak sugestywnie, że czytelnik bez oporu przyjmuje przedstawione w powieściach wydarzenia za prawdę. Talent pisarza zapewnił mu z jednej strony licznych miłośników jego prozy, z drugiej skierował przeciwko niemu ostrze surowej krytyki. Sam pisarz nie deklarował, że przedstawia historyczną prawdę. Pisał wszak „Ku pokrzepieniu serc”. Nie zapominajmy, w jakich czasach powstała „Trylogia” i inne jego historyczne powieści.

Skoro kolejne pokolenia czytelników kochają sienkiewiczowską prozę, to może czas na inne na nią spojrzenie? Nie wałkujmy już historii, nie rozliczajmy z niej autora. Francuzi mają Aleksandra Dumasa. My mamy Henryka Sienkiewicza.

Lektura jego powieści to fascynująca podróż do sugestywnie oddanego świata, pełnego przygód i barwnych, żywych postaci.Dla mnie właśnie postacie są największą atrakcją. Chociażby Onufry Zagłoba, którego pierwowzorem był ponoć teść pisarza.

Wiele powieści Sienkiewicza zostało sfilmowanych. Z pewnością w tej dziedzinie jest on polskim rekordzistą. Jednocześnie, także dzięki ekranizacjom, pisarz kojarzony jest przez współczesnego czytelnika głównie z powieściami historycznymi. Z tego powodu nieco po macoszemu traktowane są inne obszary jego bogatej twórczości. Przede wszystkim publicystyka i nowele.

Zwłaszcza nowele ukazują inne oblicza autora, pochylonego bez patosu i monumentu nad losem zwykłego szarego człowieka. Z lektur szkolnych większość z nas pamięta „Latarnika” i „Janka Muzykanta”. Mnie najbardziej utkwiły w pamięci dwie opowieści. „Za chlebem”, tragiczna historia polskich emigrantów w Ameryce i „Szkice węglem”, które, ze względu na drastyczność fabuły, ocenzurowano.

Pisarz bez owijania w bawełnę i bez nadętego moralizatorstwa opisuje tragedie ludzi, rzuconych w bezlitosny wir historii i obnaża społeczne układy, pełne bezwzględności i okrucieństwa.

Humanistyczna wymowa sienkiewiczowskich nowel przywodzi mi na myśl twórczość Guya de Maupassanta, który także realistycznie i bez ogródek przedstawiał obraz współczesnego mu świata.

Pisząc o Sienkiewiczu, nie mogę nie wspomnieć o jednej z najukochańszych książek mojego dzieciństwa, po którą chętnie sięgam i dzisiaj. „W pustyni i w puszczy”, podobnie, jak „Listy z Afryki”, była owocem pobytu pisarza na Czarnym Lądzie. Opisana w książce historia powstała na kanwie autentycznych wydarzeń. Tak na marginesie, z dwóch polskich ekranizacji, bardziej przypadła mi do gustu pierwsza, z jasnowłosą Nel i tętniącą afrykańskimi akcentami muzyką Andrzeja Korzyńskiego.

Ten artykuł pisałam z wielką przyjemnością, bo Sienkiewicz to jeden z moich ukochanych pisarzy. Nie do wszystkich przeczytanych utworów chcę powracać, nawet takich, które bardzo przypadły mi do gustu. Ale afrykańska przygoda Stasia i Nel czy „Pan Wołodyjowski” to książki nie na jeden raz. Przynajmniej dla mnie.



Alicja Minicka

Komentarze

Popularne posty