"Bestia" - fragment kryminału retro
Wieczorem Gajda poszedł na
ulicę Kantaka. Za okrągłym słupem ogłoszeniowym stało kilka kobiet. Na jego
widok przywołały uśmiechy na uszminkowane twarze z uczernionymi oczyma i
karminowymi ustami. Gajda zwrócił uwagę na chudą jak patyk nastolatkę, nieco
onieśmieloną, zapewne nowicjuszkę. Jej wiek i wyzywający makijaż go nie
zdziwiły. Wiedział, że sutenerzy oferowali nawet trzynastoletnie dziewczęta.
Nie brakowało chętnych na ich niedojrzałe wdzięki.
Wszedł do bramy. Po
skrzypiących schodach wspiął się na piętro i zapukał w umówiony sposób. W progu
stanęła kobieta w średnim wieku, ubrana w znoszoną jedwabną suknię.
- Jestem od Zygi.
Otworzyła szerzej drzwi.
- Niech pan wejdzie.
Wnętrze było ciasne, pełne
stęchłych zapachów. Sutenerka poprowadziła go zagraconym korytarzem do pokoju,
oświetlonego tylko jedną lampą z abażurem. Ustawiono ją na etażerce między
bibelotami.
- Proszę usiąść - wskazała
krzesło przy okrągłym stole, nakrytym szydełkowym obrusem.
Jej maniery i sposób
wysławiania sugerowały, że nie pochodzi z najniższej sfery. Gajda przypomniał
sobie o głośnej sprawie wdowy po urzędniku sądowym, którą przyłapano na
prowadzeniu lupanaru. Tym procederem trudniło się wiele szacownych niegdyś pań,
którym nie wystarczała renta po zmarłym mężu. Prostytutki wabiące klientów na
ulicach musiały oddawać im lwią część swoich zarobków.
Pokazał fotografię portretu
Lucynki.
- To pana krewna? - spytała,
nie odrywając wzroku od zdjęcia.
- Nie, ale zależy mi na
informacji o miejscu jej pobytu.
- Jak bardzo panu zależy?
- Dam dwieście złotych.
- Chyba dojdziemy do
porozumienia - stwierdziła.
Oboje zdawali sobie sprawę, że on sam ma nikłe
szanse na odnalezienie dziewczyny.
Alicja Minicka
Komentarze
Prześlij komentarz